. 6. " Nie jestem z kamienia " .
Cicho zamknęła za sobą drzwi i zdjęła szpilki z jej obolałych stóp. Wiedziała, że za chwilę dostanie kolejne kazanie od brata, ale nie bardzo się tym przejmowała. Przeciągnęła się i wyszła z przedpokoju kierując się do kuchni. Nawet nie zwróciła uwagi na Cristiano stojącego w salonie ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. To jeszcze bardziej go zdenerwowało i od razu poszedł za siostrą. Dziewczyna szukała czegoś w lodówce, w końcu wyjęła jogurt z kawałkami czekolady i usiadła przy blacie wysepki kuchennej. Mężczyzna stanął tuż za nią i odchrząknął. Gdy ta go kompletnie zignorowała, on poddał się. Opuścił ręce i westchnął zrezygnowany.
- Dlaczego ty musisz być taka uparta? - zapytał cicho.
Alisha odwróciła się w jego stronę i zobaczyła na twarzy brata smutek. To nie była już złość, wyglądał raczej na zawiedzionego. Przez chwilę zrobiło jej się go żal.
- Cris, tu nie chodzi o to czy jestem uparta czy nie. Naprawdę nie widzę nic złego w tym, że chcesz się mną opiekować, ale nie możesz zabraniać mi spotykać się z ludźmi, których lubię. Nigdy nie miałeś do mnie pretensji o to z kim spędzam czas. Co takiego zrobił ci Fernando, że tak go nienawidzisz? - dziewczyna zamilkła i czekała na odpowiedź.
Czarnowłosy spuścił głowę wzdychając i podrapał się po głowie. Po chwili zajął miejsce obok siostry. Splótł swoje dłonie na blacie i zaczął się zastanawiać co powiedzieć. Alisha była zdziwiona, nie miała pojęcia o co ci dwaj mogli się pokłócić. Cristiano długo potrafił mieć do kogoś żal, ale z reguły po jakimś czasie mu przechodziło. Ta sprawa wyglądała natomiast jakby trwała od lat. Nie miała zielonego pojęcia co takiego zrobił Torres, że jej brat ma do niego takie uprzedzenie. Nie znała tego blondyna długo, ale spędziła z nim cudowny wieczór i nic nie wskazywało na to, że może zrobić komuś jakąkolwiek krzywdę. Właśnie to dziwiło ją najbardziej.
- Kiedyś się przyjaźniliśmy. Ja, Iker i Torres. Pewnego dnia po prostu.. - przerwał mu dzwonek do drzwi.
Cris zacisnął pięść i westchnął.
- Później ci wszystko wyjaśnię – uśmiechnął się do Alishy i wstał z krzesełka.
Pocałował dziewczynę w czubek głowy i poszedł do przedpokoju. Otworzył drzwi, a wtedy doszedł do brunetki głos Naniego. Szybko złapała za swój jogurt i niezauważalnie prześlizgnęła się do schodów. Szybko pobiegła na górę i zamknęła się w swoim pokoju. Zachowywała się jak dziecko, ale nie chciała jeszcze rozmawiać z Nanim. Wiedziała, że czeka ich poważna konwersacja ale chciała to odłożyć na później. Teraz ekscytowała się wieczorem spędzonym z Torresem.
Alisha uśmiechnęła się i rzuciła na łóżko. Zamknęła oczy i zaczęła wspominać jej spotkanie z Fernando. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak dobrze. Dzięki niemu zapomniała o problemach i po prostu odreagowała, w końcu taki był jego cel. Ku jej zdziwieniu, udało mu się to. Brunetka objęła się rękoma przypominając sobie jak czuła się w jego ramionach. Jak ją obejmował, przytulał, głaskał. Była speszona, ale nie miała zamiaru tego przerywać. Spodobały jej się dreszcze, które przeszywały ją podczas jego dotyku. Uwielbiała też przyśpieszone bicie serca i emanujące ciepło, które czuła podczas tańczenia z Torresem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak przy Chrisie. Od dawna nie miała przy nim poczucia bezpieczeństwa. Nadal go kochała, ale to już nie było to samo. To uczucie z dnia na dzień gasło, a Watrin nie starał się niczego naprawić. Potrafił tylko krzywdzić, a potem dwadzieścia razy przepraszać. Jego słowa stawały się coraz bardziej puste i nic nie warte. Przeprosiny stały się rutyną, a tak nie powinno być. Właśnie teraz Alisha zaczęła się zastanawiać nad tym co ma dalej zrobić. To było jasne, że z Chrisem już nie będzie. Z nim także będzie musiała przeprowadzić rozmowę i wyjaśnić mu, że to definitywny koniec. Chciała to już mieć za sobą, nienawidziła ranić ludzi, nie lubiła patrzeć na ich cierpienie. Wiedziała, że rozstanie będzie trudne zarówno dla niej jak i dla Watrina. Przeżyli razem mnóstwo czasu, byli przy swoich wzlotach i upadkach. Ale Alisha wiedziała, że dłużej z nim nie wytrzyma. Musiała się od niego uwolnić. A Nani? Jest jej najlepszym przyjacielem i zawsze myślała, że tak pozostanie. Wiedziała, że byłby idealnym partnerem. Wiele dziewczyn za nim szalało, bo był atrakcyjny, zabawny, opiekuńczy. Może i by się im udało, ale Ronaldo nic do niego nie czuła. Nie czuła się przy nim tak, jak na przykład przy Fernando. Nie miała miała motylków w brzuchu, dreszczy na ciele, przypływu ciepła, a jej serce nie przyśpieszało. Po tym od razu wiedziała, że Luis był dla niej tylko przyjacielem i chciałaby, żeby tak pozostało. Niestety teraz już wie, że mężczyzna czuje do niej coś więcej i chciałby, żeby między nimi zaiskrzyło. Miała nadzieję, że po ostatniej rozmowie w łazience dotarło do niego, że ona nie chce z nim być. Zależało jej na nim, ale nie w takim stopniu jak on by tego chciał. Nie mogła na siłę z nim byś, tylko po to, żeby go uszczęśliwić. Męczyłaby się w takim związku tak samo jak z Chrisem.
Potrzebowała z kimś porozmawiać, musiała się komuś wyżalić. Niestety jej najlepszy przyjaciel okazał się być w niej zakochany. Wiedział o niej wszystko, mogła mu powiedzieć każdą rzecz. Opowiadała mu o swoich miłościach, problemach. Jak on musiał się z tym czuć? Skoro był w niej zakochany, to jak udawało mu się spokojnie wysłuchiwać o Chrisie? Nie była w stanie tego zrozumieć. Wyobraziła sobie co by odczuwała jakby Fernando opowiadał jej o dziewczynie w której jest zakochany. Znała go krótko i może to co do niego czuła to nie była jeszcze miłość, ale słuchanie o czymś takim na pewno by ją zabolało. Nie chciała nawet myśleć, co w takim razie przeżywał Luis. Przez to jeszcze bardziej robiło jej się go żal.
Wielki płacz, szlochy i pociąganie nosem. Smutne twarze i tłum ludzi ubranych w czarne stroje. Zachmurzone niebo jeszcze bardziej dołowało zebrane towarzystwo. Iker nienawidził pogrzebów, zresztą trudno było znaleźć kogoś, kto lubi. Mężczyzna westchnął i przetarł oczy ręką. Czuł jak go szczypały, jak łzy chciały spłynąć po jego policzkach. Powstrzymywał się od płaczu, pierwszy raz starał się być twardy i nie miał zamiaru okazywać swojej słabości. Niestety nie na długo. Szedł tuż za Sophie i Nicole, które powoli podążały za orszakiem. Mimo dzielącej ich odległości, Casillas słyszał jak Nicolette nie może się uspokoić. Jej szloch przyprawiał go o dreszcze. Tak bardzo chciał do niej podejść i przytulić. Opamiętał się jednak i patrzył na wprost siebie. Dziewczyna mocno trzymała matkę za rękę i nie odrywała wzroku od trumny, którą nieśli przed nią. Zamknięta, chowała w sobie jej jedynego, ukochanego ojca. Nie mogła uwierzyć, że już nigdy go nie spotka, nie porozmawia z nim. Bynajmniej nie na tym świecie. Tak bardzo jej go brakowało. Tęskniła za jego specyficznym poczuciem humoru, za jego nadopiekuńczością. Brakowało jej wszystkiego, co kiedyś ją niesamowicie irytowało. Oddałaby wszystko, żeby tylko cofnąć czas i słowa, które czasem wyszły z jej ust w stronę ojca. Tyle razy go zraniła, tylko razy powinna siedzieć cicho i się nie odzywać. Miała tylko nadzieję, że Enrique jej to wybaczył i zabierze ze sobą tylko dobre wspomnienia. Teraz chciała robić wszystko tak, żeby jej ojciec był z niej dumny.
Po chwili wszyscy zatrzymali się. Młodzi mężczyźni niosący trumnę postawili ją na specjalnym stojaku, tuż przy dziurze wykopanej na rodzinnym grobie Moreno. Nicole załkała. Stanęła z boku razem z matką i ślepo patrzyła na dół, do którego zaraz miało trafić ciało jej ojca. Grzebanie własnego rodzica było dla niej strasznym przeżyciem. Nie sądziła, że coś takiego spotka ją tak szybko, w tak nieoczekiwanym momencie i niewyjaśnionych okolicznościach. Dziś miała pożegnać najważniejszą osobę w jej życiu. Nadal to do niej nie docierało.
Słowa księdza nie docierały do niej. Nie słuchała nikogo, tylko stała i patrzyła na zamkniętą trumnę. Po wypowiedzi duchownego, orszak zaczepił liny o skrzynię i powoli zaczął opuszczać ją w głąb dziury. Nicolette patrzyła na to z załzawionymi oczami. Widziała jak ciało jej ojca opada coraz niżej i niżej. W pewnym momencie poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Podniosła wzrok i ujrzała twarz Ikera. Dostrzegła jego czerwone oczy i mokre ślady na policzkach. Starał się do niej uśmiechnąć, żeby podtrzymać ją na duchu. Ta odwzajemniła gest. Casillas podał jej różę, którą trzymał w dłoni. Dziewczyna skinęła do niego głową i wzięła kwiat do ręki. Powoli zaczęła iść w stronę wykopanego dołu, na którego dnie leżała już trumna z jej ojcem. Stanęła tuż nad nim, zaszlochała i wyszeptała coś pod nosem. Po sekundzie rzuciła różę w dół i dało się usłyszeć jak upada na drewnianą skrzynię. W tym samym momencie wynajęci mężczyźni zaczęli zakopywać dziurę w ziemi. Gdy tylko warstwa piachu zasłoniła trumnę, Nicole wróciła na miejsce z płaczem. Podeszła do Ikera i wtuliła się w niego jak małe dziecko. Ten objął ją, a łzy nie przestawały ściekać po jego policzkach. Sam był w okropnym stanie, ale uspokajał przyjaciółkę. Szeptał jej do ucha i głaskał po głowie. Kilka minut później było już po wszystkim. Ksiądz wraz z orszakiem odeszli, zostawiając wszystkich zebranych przy grobie zmarłego. To koniec. Enrique odszedł i już nie wróci. Do niektórych dopiero teraz to dotarło.
Stał pod schodami, oparty o ścianę i oglądał rodzinę Enrique. Salon cioci Sophie wypełniony był ludźmi, których Iker tak naprawdę nie znał, albo nie rozpoznawał. Było już dawno po pogrzebie i widział zmęczenie na twarzy ciotki. Czy naprawdę nikt tego nie widzi? Wszyscy powinni wyjść i dać im spokój. Casillas nerwowo wypatrywał Nicole. Chciał ostatni raz z nią porozmawiać i wyjechać, ale cały czas ktoś obok niej stał i składał kondolencje. Teraz stracił ją z pola widzenia. Powinien już wyjść, ale nie miał zamiaru opuszczać tego domu bez słowa pożegnania. Nerwowo stukał stopą o podłogę. Wyjął z kieszeni zegarek, który należał do Enrique i sprawdził godzinę. Westchnął i schował przedmiot z powrotem. Nagle stanął przed nim jakiś mężczyzna, który trzymał za rękę małego chłopca. Ten wpatrywał się w Ikera jak w ducha. Miał szeroko otwarte usta i powiększone oczy. Casillas patrzył na niego podejrzliwie. Ojciec chłopca odwrócony był do niego tyłem, więc ten zaczął szarpać go za rękaw garnituru.
- Tato, spójrz! Czy to nie Iker Casillas? - powiedział głośno.
Bramkarza zatkało. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby był w centrum uwagi. Podniósł wzrok i zauważył, że większość ludzi patrzy się teraz na niego. Ten odchrząknął i spuścił głowę. Mężczyzna odwrócił się w jego stronę i mocniej złapał syna za rękę. Gdy spojrzał na Ikera zdziwił się.
- Coś takiego! Nazywam się Leonardo Dominguez Bandera, a to jest mój syn, Antonio. Obaj jesteśmy pana fanami – powiedział mężczyzna szeroko się uśmiechając.
Iker starał się odwzajemnić gest, ale wyszedł z tego grymas. Nie on tu powinien być w centrum uwagi. To nie jest dzień świętowania, czy wywiadu z piłkarzami.
- Znał pan Enrique? - zapytał Leonardo.
- Właściwie to traktowałem go jak wuja, był przyjacielem moich rodziców – odpowiedział nerwowo bawiąc się rękoma.
Nie chciał teraz o tym rozmawiać. Ta sytuacja była zbyt świeża i cały czas chciało mu się płakać. Wystarczyło jedno wspomnienie z Enrique, a jemu już łza kręciła się w oku. Teraz też oczy zaczęły go szczypać i czuł, że zaraz znowu zmięknie. Nowo poznany mężczyzna zadawał mu jakieś pytania, ale ten nie zwracał na niego uwagi. Zaczęło robić mu się słabo i kręciło mu się w głowie. Nie wiedział, co się dzieje. Czuł się tak, jakby zaraz miał zemdleć. Spuścił głowę i schował twarz w dłoniach, starając się unormować oddech. Leonardo złapał Ikera za ramiona pytając, czy wszystko w porządku. Ten skinął głową na znak, że wszystko w porządku. Mężczyzna spojrzał na Casillasa nie pewnie po czym odszedł od niego z synem. Bramkarz przetarł twarz ręką szybko oddychając. Po chwili usłyszał znajomy głos. Podniósł wzrok i spojrzał w tamtą stronę. Nicole stała na schodach z dużą torbą w ręku i patrzyła na niego niepewnie.
- Iker, wszystko w porządku? - zapytała podbiegając do mężczyzny.
- Tak, po prostu zakręciło mi się w głowie – odpowiedział.
Dziewczyna pochyliła się nad przyjacielem i pogłaskała go po plecach. Ten położył swoją dłoń na mostku i zamknął oczy. Od razu zauważyła, że coś jest nie w porządku.
- Wyjdźmy na zewnątrz, tu jest za gorąco – powiedziała Nicole wciągając ciężkie powietrze zmieszane z dymem papierosowym który unosił się w pomieszczeniu. Casillas kiwnął głową i wyszli na na ganek. Iker odetchnął świeżym powietrzem i usiadł na bujanej ławce.
- Od razu lepiej – stwierdził, gdy Nicolette spojrzała na niego pytająco.
Uśmiechnęli się do siebie, a dziewczyna zajęła miejsce obok przyjaciela. Siedzieli kilka minut w ciszy. Nicole patrzyła się przed siebie, a Casillas obserwował ją. Nadal nie mógł wyjść z podziwu jak bardzo się zmieniła.
- To jest chyba jedyny plus tego wszystkiego – powiedziała nagle i uśmiechnęła się w jego stronę.
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony. Nie bardzo wiedział co jego towarzyszka miała na myśli.
- Gdyby nie to.. - urwała na chwilę spuszczając głowę. - Nie spotkalibyśmy się. Nie przyjechałbyś i nie odnowilibyśmy kontaktu – dodała podnosząc wzrok.
Miała rację, wiedział o tym. Gdyby nie dowiedział się o śmierci Enrique pewnie nie przyjeżdżałby tu przez kolejne lata. A jeśli już odwiedziłby rodziców, to na pewno nie zahaczałby o dom Sophie. Było mu z tego powodu wstyd, ale taka była kolej rzeczy. Mało kto utrzymywał kontakt ze swoimi przyjaciółmi z dzieciństwa. Chciał to naprawić i teraz wiedział, że Nicole nie jest dla niego obojętna. Cieszył się, że ona też za nim tęskniła i chciała mieć z nim jakiś kontakt. Teraz na pewno tak będzie.
- Na długo tu zostajesz? - zapytał.
- Za jakieś dwa tygodnie muszę wracać do Madrytu. Chcę zostać z matką, ale w pracy nie zgodzili się na dłuższy urlop – odpowiedziała zirytowana.
- Mieszkasz w Madrycie? Dlaczego nic mi nie mówiłaś, przecież dobrze wiedziałaś, że ja też.. - zaczął zdezorientowany.
- Iker, posłuchaj – przerwała mu. - Dorośliśmy, zaczęliśmy mieć własne sprawy, problemy, pracę. Do tego ty stałeś się sławnym bramkarzem i pewnie masz mnóstwo rzeczy na głowie. Nie chciałam ci przeszkadzać, zwłaszcza, że nasza znajomość tak naprawdę się skończyła. Myślałam, że po prostu każde rozeszło się w swoja stronę i tak musi być. Nawet nie wiesz jaka byłam zaskoczona, jak cię wczoraj zobaczyłam – wyznała ciągle się do niego uśmiechając.
- To, że nie spotykaliśmy się już tak często nie oznacza, że przestałem o tobie myśleć. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką i nadal jesteś – zapewnił i pogłaskał ją po ramieniu.
Siedzieli chwilę w milczeniu, ale nagle ktoś wyszedł z domu. Nicole odwróciła się i zobaczyła Benjamina, swojego ojca chrzestnego. Wstała i przytuliła się do niego mocno. Gdy odsunęli się od siebie, mężczyzna złapał dziewczynę za ręce i uśmiechnął się do niej pocieszająco.
- Trzymaj się, wszystko będzie dobrze. Opiekuj się matką – powiedział i zszedł z ganku, kierując się w stronę beżowego mercedesa do którego po chwili wsiadł.
Pomachał Nicole i od razu odjechał. Dziewczyna odmachała mężczyźnie i westchnęła, gdy ten zniknął za zakrętem. Iker wstał i podszedł do niej. Złapał ją za rękę i spojrzał jej w oczy.
- Ja też już się żegnam – powiedział, prawie, że niedosłyszalnie.
Nicolette od razu posmutniała.
- Obiecuję, że jak tylko będę w domu to do ciebie zadzwonię – powiedziała.
- No ja mam nadzieję – uśmiechnął się szeroko.
Oboje zeszli z ganku i podeszli do auta Ikera. Nowe, białe audi wyróżniało się wśród samochodów znajdujących się na tej ulicy. Nicole obejrzała je z zaciekawieniem i poklepała jego maskę.
- No proszę, więc takim cackiem jeździ Iker Casillas. Ja męczę się używanym oplem – zaśmiała się.
Mężczyzna uśmiechnął się nerwowo i podrapał po głowie.
- Teraz przynajmniej wiem co ci kupić na urodziny – powiedział zadowolony.
- Nawet o tym nie myśl.. - zaczęła, ale Iker podszedł do niej i złapał ją za rękę.
Spojrzał w oczy i westchnął. Miał nadzieję, że to nie jest ich ostatnie spotkanie. Miał nadzieję, że kolejny raz zobaczą się za kilka dni, a nie lat. Zrobiłby wszystko, żeby tak było. Uśmiechnął się jeszcze raz i ucałował polik Nicole.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz – powiedział na pożegnanie i wsiadł do samochodu.
Włożył klucze do stacyjki i przez szybę spojrzał na przyjaciółkę. Uśmiechała się do niego przez łzy. Westchnął i pomachał jej, a potem powoli odjechał. Myśl, że zostawia ją na kolejne lata rozłąki, zabijała go od środka. Był ciekaw, czy Nicolette dotrzyma obietnicy i do niego zadzwoni. Nawet jeżeli nie, to sam zdobył jej numer od Sophie. Teraz przynajmniej ma do niej jakikolwiek kontakt. A to już coś.
W końcu doczekał się. Nie mógł uwierzyć, że wytrzymał tyle dni bez swoich dzieci. Dzisiaj w końcu się z nimi spotka. Miał nadzieję, że jego była żona niczego nie wymyśli i przywiezie do niego córkę i syna bez żadnego problemu. Nie dziwił go fakt, że Olalla spóźniała się już dobrą godzinę. To było na porządku dziennym, a on wytrwale czekał. Siedział na kanapie i oglądał telewizję. Starał się skupić na filmie, ale nie mógł. Myślami był zupełnie gdzie indziej. Nie mógł się już doczekać dzwonka do drzwi. Chciał już usłyszeć tupot małych stóp jego dzieci. Był na siebie zły, bo przez ostatnie dni myślał tylko o tym. Było mu głupio, bo od ostatniego spotkania z Alishą zadzwonił do niej tylko raz. Nawet się z nią nie umówił. Nie wiedział, dlaczego nagle to tak olał. Ta dziewczyna nadal mu się podobała i nadal jego bicie serca przyśpieszało, jak tylko ją wspominał. Mimo wszystko przysiągł sobie, że to dzieci będą dla niego najważniejsze i tak też było. Miał mnóstwo czasu przed ich przyjazdem, żeby spotkać się z Ronaldo a jednak tego nie zrobił. Sam nie wiedział dlaczego. Czyżby się rozmyślił i wybrał życie samotnika? A może za bardzo bał się konsekwencji kolejnego związku? Przerażała go też myśl co na to Cristiano. Dobrze pamiętał sytuację sprzed kilku lat. To dlatego Cris go tak nienawidził. Mimo że to tak naprawdę nie była sprawka Fernando i tak cały gniew spadł na niego. Żałował tamtej nocy, żałował ilości spożytego przez niego alkoholu. Było mu wstyd za przyjaciół i za ich uczynek, ale nie mógł cofnąć czasu, chociaż nie wiadomo jak bardzo by chciał. Co się stało to się nie odstanie, a cudzego życia nie przywróci. Torres westchnął i zamknął oczy. Tamto wspomnienie zabijało go. To była jedyna rzecz jakiej się wstydził i nikomu nie chciał się przyznać. Alkohol, znajomi, impreza. To miało na niego wtedy niewyobrażalny wpływ. Nie chciał wsiadać do tego samochodu, ale nie mógł pozwolić kumplom, żeby sami do niego wsiadali. Nie było z nimi żadnej trzeźwej osoby. Starali się jechać ostrożnie, a ta kobieta pojawiła się znikąd. Nikt jej nie zauważył. Fernando jeszcze mocniej zacisnął powieki. Ten wypadek to była najgorsza rzecz jaka mu się przytrafiła. To był jego największy powód do wstydu. Nie dziwił się Crisowi, że ten go tak nienawidzi. Samantha była jego przyjaciółką, a on przyczynił się do jej śmierci. Nie raz i nie dwa próbował przepraszać i wyjaśniać Ronaldo co się wydarzyło. Ten jednak nie chciał słuchać. Torresa dziwił fakt, że Alisha nic nie wie o tym wypadku. Nie miał pewności, ale pewnie gdyby posiadała taką wiedzę, to w życiu by się z nim nie spotkała. To wszystko wydarzyło się zanim dziewczyna przeprowadziła się do brata, więc mogła nie wiedzieć o tym zdarzeniu. Dziwne, że Cristiano nic jej o tym nie powiedział. Czy ona w ogóle cokolwiek wiedziała o Sam? Nie miał pojęcia i nie miał zamiaru pytać. Wzbudziłby tylko podejrzenia. Nagle z zamyśleń wyrwał go dzwonek do drzwi. Otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko. Już za chwile zobaczy swoje dzieci, za którymi tak tęsknił i na które tak długo czekał. Szybko zerwał się z kanapy i pobiegł do przedpokoju. Ledwo zdążył otworzyć drzwi, a Nora już rzuciła mu się na szyję. Zachichotał i przytulił do siebie dziewczynkę. Po chwili podbiegł do niego Leo, którego także mocno wyściskał. Uśmiechnął się do dzieci a potem spojrzał na Olallę. O dziwo szczerze się do niego uśmiechała i podała mu dwa dziecięce plecaki.
- Kiedy mam po nich przyjechać? - zapytała głaszcząc Norę po głowie.
- Wiesz, że jak dla mnie to mogą tu zostać na zawsze – odpowiedział biorąc syna na ręce i uśmiechając się do niego szeroko.
Kobieta pokręciła głową i zachichotała. Ucałowała policzki swoich dzieci i westchnęła.
- Niech będzie tydzień. Jakby coś się działo to dzwoń – powiedziała nadal się uśmiechając i podeszła do auta. Torres obserwował ją z niedowierzaniem.
- Coś ty taka miła? - zawołał za nią, a ta zaśmiała się.
- Nie jestem z kamienia – odpowiedziała i wsiadła do samochodu.
Pomachała dzieciom przez szybę i odjechała. Fernando nie wyczuwał sztuczności w jej zachowaniu co było dla niego miłym zaskoczeniem. Nie mógł też uwierzyć, że pozwala dzieciom zostać u niego na tydzień. Wcześniej o dwa dni musiał długo prosić. Torres był strasznie ciekaw co takiego spotkało jego byłą żonę, że dziś promienieje radością.
- Tato, cieszysz się, że przyjechaliśmy? - zapytała Nora ciągnąc ojca za nogawkę spodni.
Fernando ukucnął przy dzieciach i przytulił je mocno do siebie.
- Oczywiście, że się cieszę – odpowiedział i pogłaskał dzieci po głowach.
Tak się cieszył, że w końcu ma ich przy sobie. Nie byłby chyba w stanie opisać, jak bardzo jest teraz szczęśliwy. Chciał teraz spędzić z nimi każdą chwilę, bawić i śmiać się z nimi bez przerwy. Zastanawiał się gdzie je teraz zabrać, bo nie miał zamiaru trzymać ich na siłę w domu. Widział po nich, że są pełni energii. Wiedział, że lunapark jest dzisiaj zamknięty. Uśmiechnął się pod nosem wspominając jego wypad do wesołego miasteczka razem z Alishą. Po chwili jednak oprzytomniał i wziął dzieciaki na ręce. Zamknął drzwi od domu i poszedł do salonu. Rzucił plecaki na fotel, a dzieci postawił na podłodze. Zaczął się zastanawiać gdzie zabrać Norę i Leo. Tak naprawdę mógł wybrać każde miejsce, oni potrafią się świetnie bawić w każdym otoczeniu, nawet jeśli jest to zwykły park.
Siedziała w swoim pokoju od kilku godzin. Niesamowicie się nudziła, zwłaszcza, że przez ostatnie dni nic nie robiła, tylko spędzała czas w tym pomieszczeniu. Jej jedynym towarzystwem była muzyka puszczona na maksymalną głośność. Cristiano już był do tego przyzwyczajony, zresztą on na parterze niewiele słyszał. Jak już był w domu to przeważnie sam zakładał sobie słuchawki na uszy. Ostatnio jednak ciągle go nie ma i gdzieś wychodzi. Alisha podejrzewała, że chodzi do Naniego. Przed ostatnim incydentem to on prawie codziennie ich odwiedzał. Najwyraźniej przez młodszą Ronaldo Luis woli już do nich nie przychodzić. Dziewczyna źle się z tym czuła ale nic nie mogła na to poradzić. Była z nim szczera i nic więcej nie mogła zrobić. Nie kochała go, nie czuła do niego nic poważnego. Szkoda, że ich przyjaźń skończyła się przez coś takiego. W życiu by nie pomyślała, że Luis coś do niej czuje. Do tego zostawał Chris, z którym tak na dobrą sprawę jeszcze się nie rozstała. Nie oficjalnie przynajmniej. Miała ochotę już to zrobić, mogłaby nawet wysłać mu smsa, że to koniec, ale nie zniżyłaby się do takiego poziomu. Ludzie, którzy wyznają swoje uczucia, którzy przepraszają przez telefon, byli uważani przez Alishę za tchórzów. Nie ma nic gorszego niż nieumiejętność przeprowadzenia szczerej rozmowy. Sama bała się rozmawiać o poważnych sprawach. Rozglądała się na boki, rumieniła się i nerwowo bawiła rękoma. Ale wolała to niż szczeniackie pisanie smsów. Tak jest w końcu prościej.
Westchnęła i wstała z łóżka. Nie mogła przesiedzieć tu kolejnego dnia. Musiała coś ze sobą zrobić. Nie wiedziała do kogo zadzwonić, z kim się spotkać. Zawsze wychodziła w czyimś towarzystwie, a teraz? Cris jest pewnie u Naniego, z którym ma teraz na pieńku. Chris wyjechał do Niemiec i może tak jest lepiej bo nie chce na niego patrzeć. Ikera ostatnio w ogóle nie widuje, a od Crisa wie, że ma problemy w rodzinie. Kumplowała się też z przyjaciółmi brata i Luisa, ale dziwnie by się czuła spotykając się z nimi bez Crisa i Naniego. Jeśli już gdzieś wychodziła z bandą sławnych piłkarzy to ci dwaj zawsze jej towarzyszyli. W końcu to byli bardziej ich znajomi niż jej. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zadzwonić do Fernando. Od razu pokręciła głową wyrzucając z siebie ten pomysł. Nie miała zamiaru się narzucać. Nie dzwonił do niej, najwyraźniej olał, albo odpuścił. Jeden telefon na tyle dni? Coś musiało być nie w porządku. Podczas tamtego wieczoru okazywał jej tyle zainteresowania a teraz co? Nie miała zamiaru pierwsza się do niego odzywać. Gdyby chciał, sam by zadzwonił i się umówił. Nie chciała mu pokazywać, że jej zależy. Niestety już do takich kobiet należała. Całe życie matka mówiła jej, że to mężczyzna ma walczyć o kobietę, a ona nie może mu tego ułatwiać. Westchnęła jeszcze raz i wyjęła telefon z kieszeni. Zajrzała w kontakty i przeglądała imiona i nazwiska swoich znajomych.
- Na urlopie, zajęty, na urlopie, w pracy, zajęty.. - wymieniała po kolei.
Jęknęła zrezygnowana i rzuciła komórkę na łóżko. Usiadła na jego brzegu i schowała twarz w dłonie. Co miała zrobić? Zaczęła myśleć o czymś pożytecznym. Była zbyt wielkim leniem, żeby wysprzątać cały dom, ale to wpadło jej do głowy. Musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie. Zastanawiała się, czy znowu nie pójść do klubu, ale nawet tam rzadko kiedy bywała sama. Nie musiała tańczyć z Crisem, Nanim czy Ikerem. Najważniejsze, że miała świadomość tego, że w lokalu nie jest sama i nie może ją spotkać żadna krzywda. Ostatnio coraz mniej czuła się bezpieczna w takich miejscach. Ją na szczęście nie spotkało nic złego, ale jej znajomych owszem. Dlatego pójście na dyskotekę w pojedynkę odpadało. Brunetka wstała i podeszła do biurka. Podniosła z niego swój kalendarz i zaczęła przeglądać przyszłe dni. Dopiero teraz spostrzegła, ze za kilka dni miał się odbyć bankiet, na który ma iść z Cristiano. Kompletnie o nim zapomniała, a nie kupiła jeszcze żadnej sukni. Rzuciła przedmiot z powrotem na biurko i przeciągnęła się. Przynajmniej będzie miała co robić. Wypuściła z płuc powietrze i skierowała się do łazienki. Zrzuciła z siebie dresowe spodnie i biały podkoszulek po czym weszła pod prysznic. Niedawno się obudziła, więc ciepły prysznic powinien postawić ją na nogi. Po kilku minutach wyszła z kabiny i opatuliła się ręcznikiem. Starannie wytarła mokre ciało, a potem wysuszyła włosy. Wróciła do pokoju i tam założyła na siebie bieliznę. Wyjrzała przez okno zastanawiając się jaki strój będzie dziś odpowiedni. Podeszła do szafy i wyjęła z niej czarne leginsy i niebieską tunikę. Oczywiście podeszła do swojej toaletki, którą miała obładowaną mnóstwem biżuterii. Przeróżne świecidełka były jej pasją. Nie wyszłaby z domu bez założenia na siebie kolczyków, bransoletki, czy chociaż jednego pierścionka. Wróciła do łazienki zapinając po drodze srebrny łańcuszek, który ozdabiał jej szyję. Spojrzała w lustro i wykrzywiła usta w grymasie. Jej twarz nadal wyglądała na zmęczoną i niewyspaną. Niechętnie wyjęła z szuflady puder i nałożyła sobie niewielką warstwę na twarz. Nie lubiła się malować, zazwyczaj tylko podkreślała oczy tuszem. Czasem jednak jej buzia w ogóle nie nadawała się na pokazanie światu. Po chwili Alisha była już gotowa. Zabrała z biurka swoją torebkę i opuściła pokój. Zeszła po schodach na dół i zaczęła się rozglądać. Nigdzie nie dostrzegła Cristiano więc poszła do przedpokoju, gdzie założyła czarne szpilki. Chwilę później wyszła z domu zamykając za sobą drzwi. Kroki skierowała do garażu. Miała ochotę pojechać jednym z aut Crisa, ale wiedziała, że by ją za to zabił. Obejrzała wszystkie auta i wsiadła do swojego srebrnego kabrioleta. Odpaliła samochód i opuściła posiadłość. Nie śpieszyła się, wiedziała, że ma sporo czasu, a miała ochotę spędzić go poza domem. Miała już dość tych czterech ścian w których utknęła na kilka dni. Chciała spotkać kogoś na mieście, kogoś znajomego z kim mogłaby spędzić jakąś chwilę. Potrzebowała rozmowy, z kimkolwiek. Mógłby to być nawet jest znajomy sprzed lat, z którym nie utrzymuje jakiś kontaktów. Mogłaby nawet poznać kogoś nowego, byleby móc się do kogoś odezwać. Równie dobrze mogła zadzwonić do matki i jej się wyżalić, ale nie chciała tego robić. Nie powinna zawracać rodzicom głowy, wiedziała, że tylko niepotrzebnie by się zamartwiali. Znając ich mogliby nawet przyjechać do Madrytu, żeby na własne oczy zobaczyć co się dzieje. Ostatnio tak było i nawrzeszczeli na Cristiano, że nie potrafi zaopiekować się własną siostrą. Alisha już nie pamiętała, co się takiego wydarzyło, że jej matka i ojciec zdecydowali się odwiedzić swoje dzieci. Wolała sobie nie przypominać, bo na pewno nie było to nic miłego.
Zaparkowała przy wielkim centrum handlowym. Uśmiechnęła się gdy zobaczyła ten wielki, kilkupiętrowy, oszklony budynek. Dawno jej tu nie było. Uwielbiała zakupy, ale ostatnio straciła na nie ochotę. Kiedyś potrafiła codziennie przyjeżdżać tu i kupić sobie przynajmniej jedną rzecz. Cristiano śmiał się, że ma siostrę zakupoholiczkę i, że niebawem przez nią zbankrutuje. Alisha chciała pójść do pracy, żeby zarabiać na siebie i nie wydawać pieniędzy brata. Ten jednak oburzył się i mówił, że niepotrzebnie będzie chodzić pracować, skoro on ma mnóstwo kasy i na pewno niczego im nie zabraknie. Brunetka przypomniała sobie ich rozmowę na ten temat i zaśmiała się. Wyszła z samochodu zamykając go i skierowała się w stronę głównego wejścia. Od razu przywitał ją tłum klientów i charakterystyczny zapach nowych ciuchów. Pierwszymi sklepami przy drzwiach były sklepy spożywcze. Dopiero za nimi ciągnęły się rozgałęzienia korytarzy przepełnionych lokalami z biżuterią i odzieżą. Na niższym piętrze znajdowały się wszelakie restauracje, kawiarnie i lodziarnie, a na wyższym sklepy z książkami, sprzętem sportowym i różne markety. Alisha podeszła do barkierki i rozglądała się w prawo i w lewo. Zastanawiała się od czego rozpocząć poszukiwania sukni. Patrzyła na wystawy i wszędzie widniały ogromne napisy typu „wyprzedaż” ,albo „dwie rzeczy w cenie jednej”. Zdziwiło ją to, bo jeszcze nigdy nie trafiła na coś takiego, że każdy sklep przedstawiał jakieś promocje. To wyjaśniałoby dlaczego jest tu tyle ludzi. Nagle brunetce zaburczało w brzuchu, za który od razu się złapała. Westchnęła przypominając sobie, że ostatni posiłek jadła poprzedniego dnia rano. Karciła się w myślach za to, że niczego nie zjadła przed wyjściem. Teraz nie miała wyboru. Podeszła do ruchomych schodów i zjechała na dół. Znalazła się w centrum całego budynku. W tym miejscu była postawiona ogromna fontanna, która sięgała wszystkich pięter. Była przyozdobiona złotymi muszelkami i kamieniami. Woda unosiła się i opadała, mieniąc się przy tym w różnych kolorach światełek skierowanych w jej stronę. Uśmiechnęła się gdy zobaczyła grupkę dzieci chlapiących się przezroczystą cieczą. Zaczęła rozglądać się za jakąś restauracją w której mogłaby zamówić sobie jaki posiłek. Oczywiście przy fastfoodach były największe kolejki. Zauważyła, że przy barze z sałatkami jest zupełnie pusto. Nie bardzo ją to zdziwiło. Ruszyła w kierunku sprzedawcy i poprosiła o jedną porcję. Wręczyła mężczyźnie pieniądze i odebrała swój posiłek. Podniosła wzrok starając się znaleźć wolny stolik. Wszystkie niestety były zajęte. Zrezygnowana usiadła na ławce, która była tuż przy fontannie. Powoli wzięła się za jedzenie podnosząc wzrok i oglądając sklepy, które miała nad sobą. Na wystawach zauważyła mnóstwo ślicznych sukni i już wiedziała, że czeka ją ciężkie popołudnie. Wybór ciuchów był czymś okropnym, zwłaszcza kiedy miało się kupić tylko jedną rzecz. Alisha najchętniej wzięłaby wszystkie sukienki jakie tylko są w sprzedaży. Nigdy nie mogła zdecydować się na jedną, bo dla niej wszystkie są ładne. Przeważnie ostateczny głos należał do Cristiano, mimo że był facetem, to w takich sprawach potrafił naprawdę dobrze doradzić. Akurat na zakupach nigdy nie zawiódł siostry. Za to była mu dozgonnie wdzięczna. Przełknęła ostatni kęs i wyrzuciła plastikowy talerz i sztućce do śmietnika, który stał obok niej. Spojrzała na swoje ubranie i zaśmiała się. No tak, jakby mogło być inaczej. Ona, Alisha Ronaldo zawsze musiała się ubrudzić przy jedzeniu. Nie byłaby sobą gdyby tak nie było. Wszyscy zawsze się z niej śmiali, ale z czasem do tego przywykli. Po każdym skończonym posiłku dziewczyna pytała się Crisa gdzie jest ubrudzona na buzi, bo na pewno była, to był pewniak.
Nagle dziewczyna poczuła, że ma mokre plecy. Chłód sprawiła, że podskoczyła. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła dwójkę dzieci taplających się wodą z fontanny. Czuła jak wilgotna bluzka przykleja jej się do ciała. Przyzwyczajona już do niskiej temperatury westchnęła uspokajając się. Chłopiec i dziewczynka patrzyli na nią ze smutkiem na twarzy. Widziała jak bardzo był przestraszone i miała wrażenie, że zaraz się popłaczą.
- Nie przejmujcie się, nic się nie stało – uśmiechnęła się w ich stronę i pogłaskała ich po głowie.
Dzieciaki odwzajemniły gest. Po chwili ktoś zaczął iść w stronę tej trójki i zawołał rodzeństwo. Alisha wiedziała, że skądś zna ten głos. Nagle ktoś stanął obok nich. Chłopczyk i dziewczynka od razu uśmiechnęli się do mężczyzny, a Ronaldo podniosła niepewnie wzrok. Od razu powiększyły się jej oczy i nie wiedziała co powiedzieć. Tuż przed nią stał Torres. On także zdziwił się na jej widok, ale zaraz szeroko się uśmiechnął. Ta odwzajemniła gest nadal się nie odzywając.
- To Leo polał tą panią, nie ja – zawołała dziewczynka, łapiąc Fernando za rękę.
Alisha obserwowała to ze jeszcze większym zdziwienim.
- Nieprawda! Tato, to ona! - odpowiedział chłopiec i ujął drugą dłoń blondyna.
Dziewczynę zatkało. Nie mogła uwierzyć w to, że Torres był ojcem. Skoro miał dzieci, musiał mieć też kobietę. Może nawet i żonę? Skoro był z kimś związany, to po co się z nią spotykał? Może dlatego potem nie dzwonił. Może potraktował to jako jednorazową przygodę i tyle. Tak bardzo się na nim zawiodła. Nie mogła uwierzyć, że zrobił coś takiego. Zaczęła się zastanawiać, czy może nie jest wdowcem, ale wiedziała, że to już sobie tylko wmawia. Teraz wiedziała na czym stoi. Cristiano na pewno wiedział, że Fernando ma syna i córkę, dlaczego więc nic jej nie powiedział? Od razu wiedziałaby, żeby nie wnikać w życie Torresa i zostawiłaby go w spokoju. Po tym wszystkim czuła się strasznie. Miała wrażenie, jakby odbierała komuś faceta. Co ta kobieta musiała odczuwać? Była matką jego dzieci, a ten jakby nigdy nic spędzał sobie wieczór z nowo poznaną dziewczyną, o której tak naprawdę nic nie wie. Boże, jaka ona był naiwna. Alisha nie wierzyła, że dała się na to wszystko nabrać. Czuła, że Torres wydaje się zbyt idealny. Coś musiało być nie w porządku.
- Nie wiem kto to zrobił, ale oboje macie przeprosić – powiedział Fernando i ukucnął przy dzieciach, lekko popychając je w stronę Ronaldo.
Dziewczyna zmieszała się, bo nie wiedziała jak się ma teraz zachować. Najchętniej wygarnęłaby Torresowi co o nim myśli, ale nie mogła zrobić tego w towarzystwie jego dzieci. Był niewinne i nie powinny słuchać czegoś takiego. Dlatego powstrzymała się i ugryzła w język.
- Przepraszamy – powiedziały prawie, że równocześnie.
Alisha spojrzała na nie i uśmiechnęła się sztucznie, bo nie było ją teraz stać na szczery gest. Fernando wyczuł, że coś jest nie tak. Wstał i poprosił dzieci, żeby pobawiły się przy drugiej fontannie, która była zaraz obok. Gdy tylko Nora i Leo pobiegły, Ronaldo westchnęła i złapała za swoją torebkę. Powiesiła ją sobie na ramieniu i spojrzała gniewnie na Torrea, który nie rozumiał dlaczego brunetka tak dziwnie się zachowuje.
- Nie mówiłeś mi, że masz dzieci – powiedziała z wyrzutem, patrząc blondynowi w oczy.
Ten połknął ślinę. Przecież nie mógł jej o tym powiedzieć na pierwszym spotkaniu, tak naprawdę ledwie się znali. Nadal nie rozumiał dlaczego ten fakt tak zirytował dziewczynę.
- Nie sądziłem, że to będzie problem – odparł niepewnie, a uśmiech zszedł mu z twarzy.
Alisha prychnęła nadal na niego patrząc.
- Nie bardzo rozumiem dlaczego jesteś na to taka zła – dodał po chwili.
- Tu nie chodzi o same dzieci – odpowiedziała szybko. - Czy matka tych dzieci wie, że spędziłeś ze mną cały wieczór?
Fernando niespodziewanie zaśmiał się i podrapał się po nosie.
- Rozwiodłem się z nią kilka miesięcy temu i już ma nowego faceta, więc chyba nie bardzo interesuje ją z kim spędzam wieczory – uśmiechnął się.
Alisha rozdziawiła usta. Była głupia, nie powinna od razu tak go osądzać. Tak naprawdę nie miała zielonego pojęcia o jego sytuacji rodzinnej. Widziała to co chciała i teraz ma tego konsekwencje. Nie mogła uwierzyć, że tak pochopnie oceniła Torresa. Zrobiło jej się strasznie wstyd. Poczuła jak robi się czerwona na twarzy, więc usiadła na ławce i spuściła głowę. Po chwili podniosła ją i spojrzała na Fernando przepraszającym tonem.
- Nie powinnam się unieść, przepraszam – powiedziała drapiąc się po głowie.
Torres uśmiechnął się i zajął miejsce obok niej.
- Nie ma sprawy, rozumiem. Wiem, jak mogło to wyglądać. Ale uwierz, nie należę do takich osób, które grają na dwa fronty – zapewnił ją.
- Jeszcze raz przepraszam – dodała.
- Hm, możesz mi to wynagrodzić – zachichotał blondyn i wstał z miejsca.
Alisha spojrzała na niego niepewnie i podniosła jedną brew do góry. W tym samym momencie obok Torresa pojawiły się jego dzieci. Fernando objął je i uśmiechnął się w stronę brunetki.
- To jest Leo, a to Nora – powiedział patrząc na swoje dzieci a potem przeniósł wzrok na nią – A to jest Alisha, która zgodziła się pójść z nami na lody – dodał po chwili i zaśmiał się.
Ronaldo spojrzała na niego udając gniew, ale uśmiechała się. Rodzeństwo od razu podbiegło do niej i złapało za ręce. Po chwili już ciągnęli ją w stronę lodziarni. Torres szedł za nimi uśmiechając się szeroko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Twoje opowiadanie jest super! Genious! ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. Na razie jest tylko prolog.
kiss-me-and-tell-me-a-lie.blogspot.com